czwartek, 15 lipca 2010

John Updike - Farma

John Updike, Farma, tłum. Maria Skibniewska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1993.

Farma Johna Updike’a, choć jest powieścią bardzo szczupłych rozmiarów, w ciekawy sposób ukazuje portrety psychologiczne bohaterów i zawiłość relacji ich łączących.
Joey, trzydziestopięcioletni rozwodnik wybiera się w odwiedziny do matki na farmę wraz z nową partnerką Peggy i jej synem z poprzedniego małżeństwa. Matka jest wyjątkowo zaborcza i egocentryczna. Nie zaakceptowała ani Joan (przez co w pewnym sensie przyczyniła się do rozpadu poprzedniego małżeństwa syna), ani Peggy, jego obecnej partnerki. Joey jest postacią o słabym charakterze, uległym synem, podporządkowanym humorom matki. Nie potrafi się wyzwolić spod jej władzy, pozwala się wikłać w emocjonalne manipulacje.
Żałuje, że zostawił trójkę dzieci i byłą żonę. Bardzo tęskni za dziećmi, śnią mu się one nocami i dręczą go wyrzuty sumienia, że je opuścił. Z pewnością jest to dylemat każdego rozwodnika, człowieka, który opuszcza rodzinę z powodu innej osoby, która okazała się bardziej fascynująca. Joey kocha ogromnie swoje kilkuletnie dzieci i pewnym sentymentalnym uczuciem darzy jeszcze Joan, pierwszą miłość swego życia, a jednak przegrywają oni w konkurencji z atrakcyjną i rozbudzającą silne emocje Peggy, dla której bohater decyduje się opuścić rodzinę.
Relacje bohaterów są pełne niedopowiedzeń, wzajemnych pretensji, nie wyrażonych wprost, ale poprzez zagadkowe aluzje.
Mistrzem niedopowiedzeń, zawoalowanych oskarżeń jest matka Joeya. Kobieta przejawia skłonność do teatralnych zachowań, histerii i obrażania się. Joey lawiruje między matką a Peggy, starając się usilnie łagodzić napiętą atmosferę.
Z drugiej strony matka jest już w podeszłym wieku i chora, rok temu zmarł ojciec Joeya i została sama na wielkiej farmie, trudno oprzeć się wrażeniu, że jest w niej silne rozgoryczenie. Może spowodowane zazdrością o jedynego syna? Poczuciem opuszczenia przez niego, bo w końcu nie wybrał on jej i farmy, a inną kobietę i życie
w wielkim mieście? Może poczuciem jakiegoś niespełnienia w życiu, które nieuchronnie zbliża się ku końcowi.

wtorek, 22 czerwca 2010

Max Frisch - Homo Faber

Max Frisch, Homo Faber, tłum. Irena Krzywicka, Muza, Warszwa 2005.

Bohater powieści szwajcarskiego dramatopisarza i prozaika Maxa Frischa, Walter Faber jest inżynierem, człowiekiem kierującym się w życiu racjami rozumu, chłodną logiką, wierzącym w siłę praw nauki. Bawi go charakterystyczna dla wielu ludzi wiara w przeznaczenie, on wyjaśnia zdumiewające zbiegi okoliczności rachunkiem prawdopodobieństwa. Faber określa siebie tymi słowami:
"Nie wierzę w zrządzenia losu ani przeznaczenie, jako technik przyzwyczajony jestem do liczenia się z formułami prawdopodobieństwa. Jakie tam zrządzenie losu!".
A jednak dopada go własne przeznaczenie. Fabera spotyka ciąg przypadkowych zdarzeń, które nieuchronnie prowadzą go do przeżycia straszliwej tragedii.

Zdarzenia kluczowe dla akcji powieści rozgrywają się w Grecji, Hanna, ukochana z lat młodości bohatera, osiadła w Atenach jako pracownik naukowy tamtejszego instytutu archeologicznego, zajmując się badaniami nad sztuką starożytnej Grecji, zagłębiając w jej mitologię i filozofię. To nieprzypadkowy wybór, powieść bardzo wyraźnie przypomina tragedię antyczną. Sam Faber to postać wyjęta wprost z greckiej tragedii. Jest ofiarą losu, skazanym na klęskę, od której w żaden sposób nie może uciec. Los bezwzględnie odbiera mu jakiekolwiek szanse na zwycięstwo. Walter Faber, inżynier przekonany o tym, że to od człowieka zależy, jaki tor obierze jego życie, że niepowodzenia zostały precyzyjnie obliczone przez statystykę i można je przewidzieć, staje się zabawką w rękach nieobliczalnego losu.

Lektura powieści skłania do zadania pytania, na co człowiek ma wpływ, a na co nie ma? Czy jest panem własnego losu? Ile w życiu zależy od niego samego? Jeśli myśli, że wiele – podobnie jak Walter Faber – w obliczu śmierci swojej lub bliskich, która zawsze zjawia się zbyt wcześnie i bez uprzedzenia spotka go gorzkie rozczarowanie. Śmierć w powieści zajmuje bardzo istotne miejsce, ileż razy w ciągu tych kilku miesięcy Walter Faber spotyka się z nią, kiedy odbiera bliskie mu osoby, kiedy zamierza się na niego samego. Walter, tytułowy Homo Faber (z łac. człowiek pracy), w jej obliczu nie może oprzeć się na swoim technicznym wykształceniu, na prawach nauki, na statystyce, rachunku prawdopodobieństwa. Człowiek wierzący w potęgę rozumu, który może zrozumieć i okiełznać życie, w obliczu śmierci staje się bezsilny.

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Thomas Hylland Eriksen - Tyrania chwili

Thomas Hylland Eriksen, Tyrania chwili, tłum. Grzegorz Sokół,
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2003.

Tyrania chwili powinna przypaść do gustu wszystkim, którzy zaczynają boleśnie doświadczać, że nie nadążają za współczesnym, szaleńczo pędzącym światem, a czasu wolnego brakuje im już chronicznie. Od razu trzeba jednak zaznaczyć, że autor nie jest konserwatystą starej daty, patrzącym z niechęcią na wszelkie zmiany, jakie przynosi rozwój nowoczesnych technologii. Thomas Hylland Eriksen zachęca do bardziej świadomego przypatrywania się rozwojowi współczesności, aby w porę zorientować się, kiedy to, co miało nam służyć, zaczyna obracać się przeciwko nam.

Entuzjaści nowoczesnych technologii za jedną z ich kluczowych zalet mogą uważać oszczędność czasu, którą oferują swoim użytkownikom. Czy aby na pewno? Wszystko staje się coraz szybsze i wszystkiego jest coraz więcej, oczekujemy natychmiastowości, stajemy się niewolnikami konsumpcji, ale czy oznacza to, że jesteśmy bardziej spełnieni jako ludzie?

Jednym z wyzwań stojących przed współczesnym człowiekiem jest wykształcenie w sobie umiejętności filtrowania i selekcji. Toniemy w tym zalewie informacji i nieograniczonych możliwości. Możemy sięgnąć po wszystko, ale będzie to doświadczenie co najwyżej powierzchowne. Współczesny człowiek przypomina trochę rozkapryszone dziecko: chce mieć wszystko i natychmiast, a do tego bardzo szybko się nudzi. Remedium na tą plagę szybkości i nadmiaru jest m.in. rozwijanie w sobie krytycznego myślenia ("Czego naprawdę potrzebuję? Co jest dla mnie najbardziej istotne?") i umiejętności opierania się pokusom, by bez żalu rezygnować z tego, co nie ma dla nas większego znaczenia. Potrzeba tutaj pewnej siły charakteru, ale pomocne mogą okazać się także wszelkie techniki zarządzania czasem, metody stawiania i realizacji celów. Można się tego wszystkiego skutecznie nauczyć. Tylko jak, w tym zalewie publikacji, szkoleń, kursów, technik, doradców, wybrać to najodpowiedniejsze dla siebie? Oto jest pytanie!



piątek, 14 maja 2010

Elfriede Jelinek - Pianistka

Elfriede Jelinek, Pianistka, tłum. Ryszard Turczyn, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2004.

Twórczość Elfriede Jelinek raczej nie przypadła mi do gustu. Przyznam, że z ledwością przebrnęłam przez większość jej powieści. Wyjątek stanowią Pianistka i Wykluczeni. Zwłaszcza ta pierwsza wywiera wyjątkowo silne wrażenie.
Znając choć pobieżnie biografię Jelinek ciężko zachować obiektywizm spojrzenia na Pianistkę, w świetle tych faktów powieść nabiera szczególnego wydźwięku. (Zachęcam do lektury artykułu Angeliki Kuźniak o życiu noblistki).
Czytając książkę, trudno było mi oprzeć się wrażeniu, że nienawiść, którą grubo jest ona podszyta to nie tylko wynik wyboru określonej stylistyki literackiej, ale coś bardziej osobistego. Siłą, która powołała Pianistkę do życia, zdanie po zdaniu, była nienawiść, wstręt i głęboka uraza.

Powieść Jelinek odrzuca, ale jednocześnie urzeka. Jej ordynarny język, negacja wszelkich wartości (pozornych i stereotypowych?) przeplatają fragmenty wskazujące na ogromną wrażliwość; zdania, które same w sobie są poezją dowodzą niekwestiowanego talentu Jelinek.

Pianistka jest też niewątpliwie krytyką społeczeństwa patriarchalnego, w którym kobieta staje się jedynie uprzedmiotowionym obiektem seksualnym. Pisarka ukazuje nam Wiedeń, w którym nie wysoka kultura, ale hipokryzja i drobnomieszczaństwo stanowią prawdziwe oblicze tego miasta. Komitet noblowski w swoim werdykcie zwrócił uwagę na "demaskowanie absurdalności stereotypów". U Elfriede Jelinek to demaskowanie niewątpliwie przybiera bardzo brutalna formę. W Pianistce całkowicie zburzony zostaje ideał macierzyństwa, relacja matki i córki przybiera skrajnie patologiczną formę. Czy jednak w tym demaskatorstwie nie ukazuje ona prawdy, która bywa dużo bardziej brutalna niż fikcja literacka? Poniekąd to właśnie stereotypowe myślenie nakazuje nam zasłaniać oczy przed okrucieństwem, które dzieje się w wielu rodzinach, przed okrucieństwem zadawanym w białych rękawiczkach, tym bardziej okrutnym, gdy zbrodnie dokonuje się pod szyldem miłości. Chory związek matki i córki w powieści Jelinek jest właśnie przykładem takiej zbrodni.

Mocno upraszczając, pisarzy można podzielić na tych, którzy świat postrzegają jako zły oraz na tych, którzy szukają w nim dobra. Jelinek zdecydowanie należy do tej pierwszej grupy. Twórczość Jelinek to jednowymiarowy świat, w którym króluje zło, zbyt długie przebywanie w nim jest wyczerpujące dla psychiki. Mam wrażenie, że tego rodzaju literatura sprawia, że możemy popaść w zgorzknienie, a nawet całkiem utracić poczucie sensu istnienia.

sobota, 8 maja 2010

Nadine Gordimer - Zrozumieć życie

Nadine Gordimer, Zrozumieć życie, tłum. Marek Fedyszak, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2006.

Dlaczego los drwi sobie z nas właśnie wtedy, gdy wydaje nam się, że wszystko układa się tak, jak sobie zaplanowaliśmy? Życie zaskakuje nas zawsze wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy.
Powieść Zrozumieć życie południowoafrykańskiej noblistki Nadine Gordimer jest historią rodziny, której budowana latami stabilizacja ulega silnemu zachwianiu. Jakie są tego przyczyny? Z jednej strony to tragiczne zrządzenie losu – nowotwór, który przytrafia się Paulowi; z drugiej zaś namiętności, którym ulegają jego wykształceni i dobrze sytuowani rodzice. Jak dotąd rodzina Bannermanów wiodła bezpieczne, spokojne i dostatnie życie i wydawało się, że nic już nie zdoła zakłócić tego porządku. Rodzice Paula zbliżali się powoli do emerytury, tworzyli oni małżeństwo zgodne, stabilne i wciąż wypełnione miłością.


Skąd zatem ten nagły zwrot? Gdzie należy szukać odpowiedzi? W tym kontekście tytuł powieści Zrozumieć życie przybiera bardzo ironiczną wymowę. Bohaterowie stworzeni przez Gordimer uzmysławiają nam, że człowiek i jego postępowanie pozostaje często zagadką dla niego samego. Najbliżsi sobie ludzie nigdy nie poznają się wzajemnie w sposób całkowity i ostateczny. Życie jest rodzajem tajemnicy, wobec której najlepiej przyjąć pokorną postawę, zakładając, że jego pełne zrozumienie wykracza poza nasze możliwości.

środa, 5 maja 2010

Toni Morrison - Umiłowana

Toni Morrison, Umiłowana, tłum. Renata Gorczyńska, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007.

Umiłowana to najwybitniejsza powieść afroamerykańskiej noblistki Toni Morrison. W 1988 roku autorka została uhonorowana za nie nagrodą Pulitzera. Dzieło porusza przede wszystkim problem niewolnictwa w dziewiętnastowiecznych Stanach Zjednoczonych. Wymowna jest już dedykacja pisarki: Sześćdziesięciu, i więcej, milionom – tylu bowiem Afrykanów, według szacunkowych obliczeń, stało się śmiertelnymi ofiarami międzynarodowego handlu niewolnikami.

Konstrukcja powieści sprawia, że Umiłowaną należałoby przeczytać co najmniej dwukrotnie. Pomijając kwestię, że jest to powieść wybitna, do której warto wracać, linearny porządek wydarzeń zostaje tu całkowicie porzucony, dlatego czytelnik musi dokonać pewnego wysiłku, by z tych przetasowanych fragmentów odtworzyć całą historię z jej początkiem i zakończeniem.

Ten zabieg stylistyczny przypomina to, do czego swym pisarstwem nakłania nas Toni Morrison: do ponownego opowiedzenia historii, do jej odkłamania. Bo przecież historia Stanów Zjednoczonych jest naznaczona również cierpieniem milionów Afrykanów całkowicie pozbawionych przez niewolnictwo człowieczeństwa. Pisarka pragnie ocalić prawdę historyczną ofiar niewolnictwa, nadać jej istotne miejsce w pamięci zbiorowości.

Umiłowana została napisana z miłością dla tych niezliczonych istnień ludzkich, których los był tożsamy z losem jej bohaterów. Większość niewolników odebrała nawet samym sobie prawo do kochania, broniąc się w ten sposób przed ostatecznym ciosem, którym byłoby odebranie im tych, których "kochają zbyt mocno". A przecież to miłość jest sensem życia ludzkiego i wyrazem pełni człowieczeństwa. Wiedziała o tym bohaterka powieści, Baby Suggs, która w wygłaszanych kazaniach nakazywała współbraciom, by sami siebie obdarzali pełnią miłości i akceptacji, by kochali każdy fragment swojej istoty. Miłość, do której nawoływała miałaby być remedium na poniżenie jakiego doświadczyli ze strony białych. Toni Morrison nakłania nas do wskrzeszenia pamięci o zbrodniach niewolnictwa, abyśmy pochylili się z szacunkiem nad tymi, którzy stali się jego ofiarami.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Marie Hermanson - Plaża Muszli

Marie Hermanson, Plaża Muszli, tłum. Bratumiła Pawłowska, Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2008.

Skandynawska literatura jest mi słabo znana, dlatego z dużym zainteresowaniem sięgnęłam po Plażę Muszli, książkę szwedzkiej pisarki Marie Hermanson, która w roku 1998 stała się w Szwecji bestsellerem. Zaintrygowała mnie już sama okładka: poza zdjęciem - cała w bieli, oszczędna w środkach wyrazu. Biel jak śnieg. Biel jak gęsta mgła, która zasłania tajemnicę rodziny. Tajemnicę, do której klucz leży w przeszłości.

Dorosła już Ulrika po dwudziestu czterech latach powraca do miejsca, w którym jako nastolatka spędzała letnie miesiące. Pragnie pokazać to miejsce swoim synom. Budzą się w niej wspomnienia chwil spędzonych w domu rodziny Gattmanów, doświadczenia pierwszej przyjaźni z Anne-Marie, wspomnienia dramatycznych zdarzeń z ostatniego lata nad morzem. Ulrika przez cały czas postrzegała rodzinę Gattmanów jako wyjątkową, wręcz bajkową, zupełnie różną od przeciętnych szwedzkich rodzin, w tym także jej własnej. W głębi serca marzyła by przynależeć do tej niezwykłej rodziny, do rodziny posiadającej dziedzictwo, od pokoleń wykształconej, dobrze sytuowanej i znanej. A przy tym pełnej ciepła. Dom Gattmanów był pełen ludzi, a Ulrika jako jedynaczka bardzo tęskniła za posiadaniem rodzeństwa.

Plaża Muszli to w dużym stopniu opowieść o więzach międzyludzkich: rodzicielskich, przyjacielskich, małżeńskich. Niech nas nie zwiodą wspomnienia Ulriki, której rodzina Gattmanów jawi się jako bajkowa i niemal idealna. W rzeczywistości rysuje nam się historia więzów dużo bardziej skomplikowanych, więzów, które często okazują się bardzo nietrwałe, nie wytrzymując próby wydarzeń na jakie wystawia człowieka los. Dom Gattmanów był domem pełnym ciepła i miłości, domem, który "lśnił miodowo-jabłkowym blaskiem". Jednak ten stan nie miał trwać wiecznie. Historia tej rodziny zmienia się, kiedy Gattmanowie postanawiają adoptować hinduską dziewczynkę, którą jako dziennikarze wydelegowani do Indii, po załatwieniu wszystkich formalności związanych z adopcją przywożą do domu. Maja ma być ich piątym dzieckiem.

Powieść Marie Hermanson ma znamiona kryminału, jest tak skonstruowana, aby czytelnik powoli zbliżał się do rozwikłania pewnej tajemnicy, do poznania sekretów rodziny Gattmanów. Nie chcę odbierać tej przyjemności osobom, które zdecydują się sięgnąć po Plażę Muszli, dlatego nie ujawnię jak rozwija się fabuła, a postaram się wskazać na to, co kryje się pod jej warstwą.

Jest to historia po części o przyjaźni. O tym, że nie zawsze dwie strony tej relacji potrzebują jej w ten sam sposób. Ulrika potrzebuje przyjaźni z Anne-Marie znacznie bardziej niż tamta. Dla Ulriki ta relacja ma w sobie coś magicznego, coś niepowtarzalnego. Dla Anne-Marie do pewnego momentu również, ale później zachodzą w niej samej pewne zmiany, a także dramatyczne wydarzenia w ich rodzinie. Jednak Ulrika przez następnych dwadzieścia kilka lat pielęgnuje w sercu obraz tej przyjaźni, choć ma świadomość, że jest w tym swego rodzaju jednostronność, bo od ostatniego wspólnie spędzonego lata ich kontakt urwał się bezpowrotnie.

Maja, którą Gattmanowie adoptowali, okazuje się być lustrem dla rodziny, a decyzja o przyjęciu dziewczynki do rodziny – rodzajem próby, z której nie można powiedzieć, by Gattmanowie przeszli zwycięsko. Maja jest dzieckiem autystycznym, milczącym, dzieckiem, które nie odwzajemnia uczuć. To wszystko bardzo rani przybranych rodziców. Ale także odkrywa ciemne zakamarki z przeszłości, budzi poczucie winy, bo dziewczynka nie chce przyjąć miłości, którą jej ofiarowują. Może wyczuwa, że Gattmanowie ukrywają jakąś tajemnicę, winę, którą za pomocą miłości przelanej na nią pragną z całych sił odkupić?

Plaża Muszli ujawnia także – na co zwraca uwagę sama autorka w jednym z wywiadów – pewną prawdę o tym, że ludzi możemy podzielić na dwie kategorie: tych, którzy są szczęśliwi w rodzinach, w których przyszli na świat oraz tych, którzy rozpaczliwie poszukują swojego miejsca na świecie, szukają ludzi, którzy by ich rozumieli, miejsc, w których odnaleźliby szczęście. Rodzinie Ulriki nie brakuje niczego, jednak dziewczynka pragnie należeć do Gattmanów, być częścią tego domu, żyć tak jak oni. Maja na pewien czas odnajduje swoją pokrewną duszę, przy której może naprawdę sobą, z którą nawiązuje porozumienie dosłownie bez słów.

Powieść Marie Hermanson z pewnością nie należy do literatury z tej najwyższej półki. Jest w niej jednak coś urzekającego i głębokiego, jakaś prawda o ludziach i kruchości niektórych więzi. O tym, że nie wszystko od nas zależy i nie zawsze na wszystko mamy wpływ. Drogi ludzkie, które kiedyś spotkały się z sobą w pewnym momencie rozchodzą się. Dotyczy to przyjaźni, która skończyła się zbyt szybko, małżeństwa, które rozpadło się, a nawet rodziny, która kiedyś była opoką, skałą, którą zdawałoby się nic nie zniszczy.